– Cóż powiedzieć, gdy odchodzi ojciec, mąż, dziadek, pradziadek. Wieloletni muzyczny kompas. Nie dlatego, że tak trzeba. Nie dlatego, że tak wypada, ale z potrzeby serca pragniemy pożegnać naszego kolegę, przyjaciela i muzycznego guru kapeli Zza Winkla – mówił jeden z żałobników żegnając na cmentarzu w Borui Kościelnej Bogdana Górnego (+ 73 l.).
W sobotę (21.01.) w uroczystościach pogrzebowych udział wzięły tłumy. Najpierw odprawiono mszę świętą w miejscowym kościele, a później żałobnicy spotkali się na cmentarzu w Borui, by towarzyszyć panu Bogdanowi w ostatniej drodze.
– Każda śmierć wywołuje ból, smutek, żal zwłaszcza wśród najbliższej rodziny, a więc żony Ewy, dzieci – Lidii, Macieja Błażeja, pięcioro wnucząt, ale też dotyczy rodzeństwa. Przecież są tutaj trzy siostry Bogdana, dwóch braci i jest całą rzesza ludzi – najbliższych i przyjaciół. Sąsiadów, kolegów, koleżanek tej wielkiej rodziny z kapeli Zza Winkla – podkreślano.
– Po prostu jest nas tutaj dzisiaj bardzo dużo. Widać, jak przez wszystkich byłeś szanowany. Żegnamy człowieka wyjątkowo dobrego, prostolinijnego, uczciwego, dla którego nic nie było obojętne. Takie było jego podejście do ojczyzny, do pana Boga, do ludzi, do ukochanej rodziny – podkreślał. Zaznaczał, że Bogdan był wspaniałym mężem, dziadkiem, bratem. Przede wszystkim był znakomitym pedagogiem. Ukończył studium nauczycielskie w Gorzowie Wielkopolskim. Był założycielem, uczestnikiem, managerem, kierownikiem kapeli Zza Winkla przez 42 lata. Jeszcze niedawno grał. – Wielki człowiek, za wcześnie Pan Bóg go powołał. A może tam w niebie też potrzeba członków do chóru anielskiego. Może też stworzą tam kapelę, już z innym repertuarem. Z Heniem – swoim bratem, Andrzejem Bobkiewiczem, czy Jurkiem Stankiewiczem. Myśmy ich wszystkich żegnali. Przyjacielu Bogdanie, jesteś wielki będziemy o tobie pamiętali – mówił nad trumną. – Boguś, dzisiaj chcemy podziękować ci za wszystkie radosne chwilę, które razem przeżyliśmy. Za wspólne muzykowanie, za setki koncertów, na przestrzeni lat. Dziękujemy, że byłeś z nami i pielęgnowałeś poznańską gwarę razem z nami -mówił inny z żałobników.
Na cmentarzu głos zabrał też prezes Nowotomyskiego Towarzystwa Kulturalnego Ryszard Ratajczak. – Wiadomość o nieoczekiwanym odejściu kogoś kto przez długie lata był z nami blisko, z którym dzieliliśmy trudy codziennego życia, ale także nasze zainteresowania i pasje. Najpierw jest dla nas wstrząsem, ale po chwili także źródłem refleksji nad przemijalnością ludzkiego życia – mówił prezes NTK. Podkreślał, że najlepszym wyrazem szacunku wydaje się głęboka cisza. -Nasz przyjaciel Bogdan był obdarzony niezwykłym darem zjednywania sobie ludzi. Otwarty na świat i pełen życzliwości, zawsze z uśmiechem na twarzy, potrafił skupić wokół siebie osoby równie jak on utalentowane, ambitne, pełne pasji. Nie tylko artystycznych, ale i energii do działania – mówił prezes i zaznaczał, że tak było w latach jego pracy nauczycielskiej i w ponad 40 letnim okresie liderowania kapeli Zza Winkla, której był liderem i współzałożycielem. Kiedy po latach przerwy w 2003 roku reaktywowało swoją działalność Nowotomyskie Towarzystwo Kulturalne nie mogło go zabraknąć w gronie członków założycieli. Ukoronowaniem jego zaangażowania w działalność towarzystwa było powierzenie mu na dwie kadencje funkcji prezesa. – Byłeś i na zawsze pozostaniesz częścią Nowotomyskiego Towarzystwa Kulturalnego. Jak powiedział ksiądz Jan Twardowski – „można odejść na zawsze, ale stale być blisko”- zakończył prezes.
Kilka słów nad trumną wygłosił też burmistrz Nowego Tomyśla Włodzimierz Hibner. – Odszedł wielki Polak, człowiek, który w szczególności zasłużył się kulturze, nie tylko wielkopolskiej, nie tylko nowotomyskiej. Cześć jego pamięci – mówił burmistrz. Nie mogło zabraknąć członków kapeli Zza Winkla, którzy pożegnali swojego przyjaciela muzyką.