– Nie mogłem uwierzyć, gdy zadzwoniła sąsiadka i powiedziała, że mój dom się pali. Wsiadłem na rower i po chwili byłem w pobliżu. Dym było widać z daleka… – opowiada pan Henryk z Nowego Jastrzębska. – Wystarczyła godzina, by zawalił się dach – wspomina, bo od pożaru minął miesiąc.
Tereny powiatu nowotomyskiego były obszarem największej w Wielkopolsce kolonizacji olęderskiej. Drewniane chaty są też w Nowym Jastrzębsku i taki właśnie był dom Henryka Mochorta (71 l.). Dlatego ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie.
Piesek ocalał
– Gdy tam dotarłem jedna trzecia domu była w ogniu – wspomina chwilę grozy pan Henryk i przyznaje, że gdy stał i patrzył jak pożar trawi dobytek jego życia, to ze stresu aż drżały mu ręce. A ogień zagrażał też budynkowi gospodarczemu, w którym były zwierzęta, ale na szczęście udało się go uratować. Natomiast z płonącego domu strażacy wynieśli pieska, który schronił się pod kanapą, choć to nie uchroniło go przed poparzeniami. – Już jest dobrze, wylizał się – mówi pan Henryk. Opowiada, że z budynku strażacy wynieśli też dwie butle gazowe na propan-butan. Bo ostniało ryzyko wybuchu z powodu wysokiej temperatury. Po ugaszeniu ognia druhowie musieli rozebrać resztki nadpalonej konstrukcji. Wykorzystali do tego koparkę, której użyczył sąsiad. Trzeba było też ugasić nadpalone elementy budynku i sprawdzić kamerą termowizyjną cały teren objęty pożarem, aby upewnić się, że nie ma zarzewi ognia. Działania ratowników skończyły się po ponad czterech godzinach. Panu Henrykowi nic się nie stało, ale został bez dachu nad głową.

Każdy chciał pomóc
Na miejsce przyjechał przedstawiciel Urzędu Miejskiego w Zbąszyniu, który zaproponował panu Henrykowi mieszkanie zastępcze. – Nie zgodziłem się, bo starych drzew się nie przesadza… – mówi mężczyzna i podkreśla, że nie mógł zostawić swoich zwierząt. To m.in. kury, kaczki, gęsi i kozy. – Zaraz po pożarze pan Henryk spał w chlewiku. Nie mogliśmy pozwolić, by żył w takich warunkach. Zwłaszcza, że on też zawsze pomagał innym, gdy była taka potrzeba – mówi Grzegorz Kowalewski, sołtys Nowego Jastrzębska. Wyjaśnia, że sołectwo zorganizowało piknik, z którego cały dochód został przeznaczony na pomoc dla pogorzelca. – Jesteśmy malutką miejscowością, mamy zaledwie ok. 140 mieszkańców. Każdy chciał pomóc. Przyjechali też ludzie z sąsiednich wsi – mówi sołtys Kowalewski i podkreśla, że wspólnymi siłami udało się zebrać ok. 23 tys. zł. To prawie połowa kwoty potrzebnej na zakup używanego całorocznego domku holenderskiego. Trwa też zbiórka w internecie. Pieniądze można także wpłacać na specjalne konto Stowarzyszenia Lokalna Grupa Rybacka Obra-Warta.
Zaczęło się od zwarcia
Pan Henryk dziękuję za każdą okazaną pomoc i wsparcie, które już otrzymał i którego jeszcze dozna. Z kolei sołtys zwraca uwagę, że podobna tragedia może spotkać każdego. Bo strażacy stwierdzili, że przyczyną wybuchu ognia było zwarcie instalacji elektrycznej, co często się zdarza.





Jak pomóc?
Stowarzyszenie Lokalna Grupa Rybacka Obra-Warta zachęca do pomocy panu Henrykowi. Darowiznę można przekazać na rachunek w Lubuskim Banku Spółdzielczym. Nr konta: 89 8367 0000 0029 1567 1001 0006. Jak podaje stowarzyszenie – do piątku (4.08.) na koncie było 47 tys. 669,86 zł.
Tutaj znajdziecie internetową zbiórkę na pomoc dla pana Henryka.